Tydzień temu miała miejsce premiera filmu „Barbie”, która wywołała jakieś niezrozumiałe szaleństwo. Świat stanął na różowo. Celebryci- na różowo, celebrytki- na różowo, dywan- różowy, ścianka- różowa, różowe wpisy, włosy, suknie, stroje…czekałam na to, kiedy trawniki pomalują na różowo. Na szczęście trawnikom darowali. Ta premiera wywołała u mnie (nie dreszczyk emocji i euforii) ważny temat. Standardy piękna. Nawet nie wiem czy „piękno” to dobre i wystarczające słowo. Może atrakcyjność to jednak lepsze określenie. Jednakże mam na myśli atrakcyjność, która jest narzucona przez przekaz z różnego rodzaju mediów, czyli to czym karmione są nasze oczy i uszy.
Lalka Barbie to najstarsza lalka na świecie (chociaż nie widać tego po niej). Zatem mnóstwo dziewczyn dorastało bawiąc się nią. Po drodze świat zabawek zalewały różne inne lalki, ale żadna nie zdobyła takiej popularności jak Barbie i nie utrzymała tej popularności przez tak długi czas. Czemu? Co stoi za jej sukcesem? Tego nie wiem. Pewnie odpowiedni marketing, bo komunikacja z odbiorcą jest bardzo ważna w sprzedaży. Nie jestem jednak ekspertem w tej dziedzinie, więc wrócę do kanonów piękna i atrakcyjności.
Każda dziewczynka, która bawiła się lalką Barbie wiedziała, że chce tak wyglądać „jak będzie duża”. Długie, szczupłe nogi, lśniące włosy, wąziutka talia. Też o tym marzyłam po cichu, ale z marzeń wyrosło 158 cm Sylwii. Cóż, do Barbie mi daleko (nie można mieć wszystkiego). Jak piszą w Internetach, pierwsza lalka Barbie pojawiła się na targach zabawek w 1959 roku. Jednocześnie, lata 60’ to początek szczupłych modelek na wybiegach. Świat zaczął zmierzać w kierunku ciał, które są…chude, coraz bardziej chude, a wreszcie przeraźliwie chude. Wszystko byłoby pewnie w porządku z podsuwanym wówczas standardem kobiecości, gdyby prawidłowo odżywiająca się, aktywna w zdrowy sposób osoba wyglądała tak, jak lalki Barbie, czy też modelki. Trudno być taką kobietą, bo naturalnie nie jesteśmy do takich ciał stworzone. Wywołuje to ogrom trudności już u bardzo młodych dziewczyn. Zaburzenia odżywiania, depresja, lęk społeczny, izolacja, samotność, wstyd…
A co by było, gdyby zbadać faktyczną kondycję psychiczną młodych osób?
Być może słyszeliście o projekcie realizowanym przez Martynę Wojciechowską? Projekt nazywa się MŁODE GŁOWY i jest to projekt badawczo- profilaktyczny. Najpierw przeprowadzono badania w prawie 2 tysiącach szkół. Badanie dotyczyło zdrowia psychicznego wśród dzieci i młodzieży w Polsce. Niestety wyniki tego badania są przerażające, a autorzy raportu badań wyróżnili triadę kryzysu psychicznego dzieci i młodzieży. Według danych z tegoż raportu dzieci i młodzież są przekonane, że nic nie znaczą, nic nie potrafią i dla nikogo nie są ważne. Aż 32,5 % osób badanych nie akceptuje tego kim jest i jak wygląda, jedna na trzy osoby regularnie się odchudza, 43,3 % objada się lub głodzi, a 34% pomimo tego, że źle się czuje intensywnie ćwiczy. Oczywiście to nie wszystkie niepokojące dane. Jest tego więcej. W tym wpisie koncentruję się na tym, co związane jest z wyglądem fizycznym. Jeśli jesteście zainteresowani, co jeszcze wynika z badań to zachęcam do odwiedzenia strony mlodeglowy.pl. Znajdziecie tam nie tylko raport z tych badań, ale także poznacie cały program profilaktyki, jaki proponuje p. Martyna wraz ze swoją fundacją. Wszystko wygląda naprawdę świetnie i dzięki dla niej, że zajęła się tym tematem. Oczywiście dostała za to bęcki, bo zawsze znajdzie się ktoś chętny do krytykowania i oszczerstw. Na szczęście kobieta się nie zraża i działa dalej. W miniony wtorek na swoim ig Martyna opublikowała rolkę jednej z bohaterek kampanii MŁODE GŁOWY Aleksandry Florkowskiej (ig: narodzinywegetarianki). To poruszająca historia dziewczyny, która zmagała się z anoreksją. Czemu piszę o takich niefajnych tematach zaczynając od tak fajnej Barbie? No właśnie… zaburzenia odżywiania nie są efektem widzimisię jakiegoś. To skutek tego, czym karmią nas media. Barbie też ma w tym swój udział. Pracowałam w swoim czasie z nastolatką, której mówiono „musisz dobrze wyglądać, bo Twoje ciało to jedyne co masz”, „tylko mając ładne, szczupłe ciało coś osiągniesz”, „łatwiej jest ładnym i szczupłym dziewczynom”. Jak myślicie, z jakim problemem przyszła? Oczywiście zaburzenia odżywiania. Wizerunek celebrytów i influencerów w social mediach, przekazy od bliskich, zabawki, bajki to wżera się w mózgi młodych osób i zbiera swoje żniwo.
Czy jest aż tak źle?
Na pewno nie jest dobrze w kwestii stosunku młodych osób do siebie. W gabinecie wielokrotnie słyszę „przeraża mnie dorosłość”, „nie poradzę sobie”, „nic nie umiem”. Słyszę też brutalne komunikaty względem swojego wyglądu „gdybym miała rozmawiać z kimś kto wygląda jak ja to bym się zrzygała”, „nienawidzę tych obrzydliwych cyców” itp. W tej kwestii jest bardzo źle. Te standardy atrakcyjności, kobiecości i piękna jednak nie pojawiły się wczoraj, więc przez tyle lat zdążyły zapuścić korzenie. Jednak czy to się nie zmienia? Tutaj kilka słów aprobaty się jednak Barbie należy. Producent zwrócił uwagę, że ważna jest różnorodność. Oczywiście Barbie to Barbie- długonoga blondynka z nutką kokieterii. Jednak Mattel (producent) postanowił wyprodukować Barbie koleżanki. Tutaj na szczęście zadziała się różnorodność- rudowłose, mulatki, bez włosów, niższe, wyższe, farmerki, z taki nosem i owakim. Świat lalek stanął na głowie.
Nareszcie jest w tym coś naturalnego, coś co widzimy wychodząc na ulice. RÓŻNORODNOŚĆ.
Mattel pokazuje, że to jest ok. W zdrowym kierunku poszedł także Netflix. Zauważyliście z jaką finezją podsunął nam seriale, w których jest ogromna tolerancja ze względu na wygląd, kolor skóry, wagę, orientację, tożsamość, wzrost, ubiór itd.? Sex education, Dom z papieru, czy Wednesday. Netflix postawił w tak dużym stopniu na tolerancję i akceptację, że ciemnoskórzy książęta w serialu Bridgertonowie to już ostra fikcja historyczna. Jednak patrząc na to, że nie o historię w tym serialu chodzi to nikomu kuku tym nie robią. Długa droga do zmian w tej kwestii, ale kropla drąży skałę. Oby zatem tak dalej.
Czy to dotyczy tylko dzieci i nastolatek?
Oj niestety nie. Wiele kobiet okrutnie się traktuje. Mówi sobie do lustra (o ile w nie spojrzy, a to uwierzcie nie jest tak oczywiste i łatwe dla każdego) bardzo raniące komunikaty. Nie akceptują swojego ciała, wyglądu, stylu, koloru włosów, kształtu nosa itp. Gdy pytam, co w sobie lubią, niech poszukają nawet jakiejś drobnostki to ciężko im znaleźć cokolwiek. Krytykują się nie tylko za wygląd, ale też za wszystko, co robią. Wyznaczają sobie bezlitosne standardy. Smutek, wstyd, poczucie gorszości towarzyszą im bardzo często. Jaki ty masz stosunek do siebie, do swojego ciała? Za co się krytykujesz? W jaki sposób? Bez względu na to ile masz lat zastanów się jaką masz relację ze sobą. Przyjrzyj się sobie. Stań przed lustrem i złap myśli, jakie przychodzą Ci do głowy do samej/ samego siebie. Zastanów się też, jak oceniasz różne rzeczy, które robisz. Oczywiście, że taki krytyk nas sabotuje i nie wziął się znikąd. Jednak można nauczyć się go uciszać.
Wsparcie w plastikowym świecie.
Zmierzając do końca tego wpisu chciałabym polecić Wam jeszcze odcinek podcastu „Sznurowadła myśli”, z udziałem Joanny Gutral. Odcinek nosi tytuł o relacji ze sobą, perfekcjonizmie i samowspółczuciu. Dziewczyny rozmawiają o tych bezlitosnych standardach, o zachowaniach autonienawistnych, o stosunku do siebie właśnie. Zalecają odpowiednią dawkę samowspółczucia, czyli pewnego rodzaju łagodności i czułości dla siebie. Wiele pudełek w głowie otwiera ten materiał. Co z tym pudełkami zrobić dalej? Alternatyw jest kilka. Jedną z nich książka „Self-care. Droga do samoakceptacji” napisanej przez babeczkaodpsychologii (profil na ig). Nie dość, że ładnie wydana to i wartościowa. Dużo dobrych treści i ciekawych ćwiczeń. Być może jednak książka nie wystarczy, więc inną alternatywą jest oczywiście poszukanie profesjonalnej pomocy w gabinecie. Czasami też warto pobyć offline, aby mózg odpoczął od tych wszystkich bodźców. Zdecydujcie, czego aktualnie potrzebujecie.
Do zobaczenia w mniej różowej rzeczywistości. Do zobaczenia w miejscu pełnym różnych kolorów.